czwartek, 20 kwietnia 2017

Polak na emigracji ;)

Kochani Moi,


Przede wszystkim (po raz kolejny i kolejny i będę tak jeszcze nie raz) chciałam Wam podziękować,
że jesteście, naprawdę to bardzo cieszy, i że jest nas coraz więcej. Bardzo chciałabym, żebyśmy stworzyli tutaj taką małą społeczność jeśli nawet nie przyjaciół to chociaż dobrych znajomych, którzy chętnie sobie pomogą, wesprą się w ciężkich chwilach, kiedy każdy będzie miał tą pewność że może liczyć na tego drugiego i będzie pewny, że nikt go nie oszuka, nie obgada, nie wystawi. Chciałabym żebyśmy pokazali, że Polak na Polaka, może liczyć, że nie jest tak jak co niektórzy uważają,
że Polacy nie umieją żyć w jedności i zgodzie. 
Przez te prawie dwa lata mieszkania w DE spotkaliśmy różnych Polaków, mieliśmy sytuacje, kiedy Polacy słysząc nas rozmawiających po polsku odwracali się i w kilka sekund byli przy kasie, ale całe szczęście to mniejszość. Byli też tacy którzy słysząc Polaków, zaczynali rozmawiać (próbowali rozmawiać może będzie właściwszym słowem) po niemiecku. Nie wiem dlaczego niektórzy z nas wstydzą się tego, że są Polakami, czy wstydzą się przyznać do swoich "braci" polskich? Dlaczego oszukują, okradają? Powiem Wam, że naprawdę nie wiem. Mnie za każdym razem cieszy kiedy możemy się razem spotkać, kiedy poznajemy kogoś nowego, czy kiedy ktoś zagada w sklepie. Raz pewna dziewczyna powiedziała "Jak dobrze móc usłyszeć jak ktoś rozmawia po polsku". Tak!! Bardzo, bardzo dobrze!! Na samym początku jak przyjechaliśmy nie wiedziałam, że tylu nas tutaj jest, myślałam, że będzie nas tutaj garstka, ale wiadomość że jest nas tutaj dosyć dużo, bardzo mnie ucieszyła, bo dzięki Wam mam tutaj kawałek Polski, bo to nie prawda, że Ci którzy emigrują z kraju nie szanują ojczyzny, że nie jest ona ważna. Jest! Jest bardzo ważna, ale życie każdego z nas potoczyło się po takich ścieżkach że wylądowaliśmy w Zwickau, i musimy nauczyć się tutaj żyć,
i fajnie by było gdybyśmy starali się to robić wspólnie. 
Za każdym razem smutno mi się słucha opowiadań jak to Polak wykorzystuje Polaka, jak odwraca się od niego, nie chce pomóc. Całe szczęście tutaj takich Polaków jest bardzo mało, bo wszyscy
Ci których my mogliśmy poznać, są cudowni! Wiem, że zawsze na każdego możemy liczyć,
i pamiętajcie że na nas też możecie!! 

Ale żyjąc tutaj jesteśmy przede wszystkim częścią prawie stu tysiecznego społeczeństwa, jestem ciekawa jakie macie wrażenie co do stosunku Niemców do Polaków?
My trafiliśmy na różne zachowania, ale nigdy nie było to wrogie czy tym bardziej agresywne. Zazwyczaj spotykamy się z życzliwością. Sąsiedzi są mili i życzliwi, poza kilkoma wyjątkami,
ale nie chodzi tutaj o zły stosunek do nas, po prostu to są ludzie, którzy poza czubkiem własnego nosa nie widzą nic :) U męża w pracy gdzie pracuje trochę Polaków  też jest bardzo miła i przyjazna atmosfera. Raz pewien Niemiec zwrócił się do jednego Polaka i Rosjanina, że ich wszystkich nalezałoby postawić przed bramą i rozstrzelać, ale gdy tylko poinformowano o tym kierownictwo, Niemiec ten z dnia na dzień stracił pracę. U dzieci w szkole też nie było z tym większych problemów. Na samym początku musiały udowodnić, że rzeczywiście oceny które otrzymują są wynikiem
ich pracy i efektem wiedzy którą posiadają, a nie rezultatem odgapiania od sąsiada z ławki. Kasia miała tak na początku właśnie. Bardzo dobrze szło jej z matematyki, od samego początku dostawała same 1 i 2 i Pani zaczęła ją przesadzać, żeby na testach siedziała sama, ale kiedy jej oceny się nie zmieniły to uwierzyła że Kasia po prostu sama zapracowała na te oceny. Od tej pory jest jedną
z ulubionych uczennic. Nie spotkały się też z jakimiś przykrymi uwagami od strony kolegów z racji tego że są Polakami. Owszem są sytuacje kiedy jakieś dziecko powie im coś niemiłego,
ale zazwyczaj są to uczniowe z którymi szkoła ma ogólnie problem i sytuacje takie nie są tylko
w stosunku do naszych dzieci lub czasami po prostu jak to dzieci nie zawsze umieją się dogadać.
Ta tolerancja może częściowo wynika z tego, że chodzą do szkoły gdzie jest dużo obcokrajowców. Ciężko jest mi powiedzieć jak to wygląda w innych szkołach. Wiem jednak, że nie w każdym przedszkolu jest tak fajnie, czasami dzieci niestety dokuczają sobie nawzajem, a czasami same Panie robią problemy jeżeli chodzi o przyjęcie dziecka obcojęzycznego, które nie bardzo póki co radzi sobie z językiem. Powiem Wam, że to dla mnie duży szok, bo mi samej radzono, żebym nie uczyła Dominika języka niemieckiego bo sam nauczy się w przedszkolu i całe szczęście rzeczywiście nie będę musiała, bo trafi do przedszkola, gdzie brak znajomości języka to nie problem. Ale wiem,
że niestety są takie przedszkola w naszym mieście, gdzie dziecko nie zostało przyjęte z tego powodu. 
W urzędach również nigdy nie spotkałam się z żadną wrogością lub niechęcią, wręcz przeciwnie, zawsze wszyscy byli bardzo życzliwi i nie wiem czy chętnie :P ale pomagali. Czasami sami podpowiadali co trzeba zrobić, żeby było dobrze. 
W sklepie parę razy spotkaliśmy się ze śmieszną sytuacją, raz Pan usłyszał, że rozmawiamy w innym języku i od tego czasu zaczął chodzić za nami i raz mało co nie wpadł nam do koszyka :P tak zaglądał co tam mamy. 
Mieliśmy też bardzo miłą tym razem sytuację na placu zabaw, podszedł do nas Pan i się pyta czy jesteśmy Serbami, bo taki podobny akcent mamy, my że nie, że jesteśmy z Polski, a on - aaaa Polen. , Lewandowski ist beste. Zrobiło nam się bardzo miło.
Często pytają się też nas co się w Polsce zmieniło, bo oni stamtąd pochodzą, albo mieli tam babcie. 
Jestem ciekawa jak z Waszym doświadczeniem w tej kwestii? Mam nadzieję, że tak samo jak my spotykacie samych przyjaźnie nastawionych ludzi i tego Wam dzisiaj życzę. 

Samych życzliwych ludzi na Waszej drodze Kochani! 👫









środa, 19 kwietnia 2017

Kilka przepisów ruchu drogowego

Guten Abend Meine Freunde ;)


Nie, nie nie martwcie się ze mną wszystko dobrze :P 

Kochani święta święta i po świętach, dobrze że dzieci mają ferie do końca tygodnia to i ja mam trochę wolnego.

A jak tam Wam minęły Święta, nam bardzo szybko, ale w bardzo miłej, ciepłej rodzinnej atmosferze.

Na początku kilka słów skąd taki temat, zainspirował mnie (jeżeli można tak to nazwać) wypadek o którym Wam ostatnio pisałam. Mężczyzna który kierował autem, był pod wpływem alkoholu, co prawda nie wiem ile dokładnie miał promili, ale to w tym momencie nie jest istotne, dodatkowo jechał z niedozwoloną prędkością. Oczywiście w dalszym ciągu nie życzę mu niczego złego, ale już mu nie współczuję, bo sam przez własną głupotę naraził życie swoje i swoich pasażerów, w tym 7 letnie dziecko. 

Jeżeli chodzi o przepisy ruchu drogowego w Niemczech to w większości są one identyczne jak w Polsce. Poniżej przedstawię Wam pokrótce kilka które wpadły mi w oko :)

1. Czerwone światło - za przejechanie na czerwonym świetle grozi mandat, i jest to poważne wykroczenie. Wszystko zależy jeszcze kiedy na to skrzyżowanie wjechaliśmy. Jeżeli to jest zaraz po zapaleniu czerwonego światła (do 1 sekundy) to czeka nas 1 punkt i 90€ mandatu, jeżeli manewrem tym stworzyliśmy zagrożenie to czekają na nas 2 punkty i 200€ oraz utrata prawa jazdy na miesiąc, jeżeli spowodowaliśmy wypadek to 240€, 2 punkty i utrata prawa jazdy również na miesiąc. Jeżeli światło czerwone było zapalone dłużej niż 1 sekunda wówczas w każdym przypadku grozi nam utrata prawa jazdy na miesiąc i mandat od 200€ do 360€. 
2. W Niemczech inaczej niż w Polsce nie jest obowiązkowe używanie świateł. Oczywiście mamy obowiązek używania ich kiedy warunki atmosferyczne tego wymagają i w tunelach. Musimy też pamiętać, żeby światła były właściwie ustawione i były użyte odpowiednie żarówki.
3. Kolejną ważną rzeczą na jaką tutaj Policja zwraca uwagę jest zachowanie odpowiedniej odległości od pojazdu z przodu oraz od pobocza. Niedostosowanie odpowiedniej odległości jest obok nadmiernej prędkości główną przyczyną wypadków. Obowiązuje tutaj zasada 50% prędkości, czyli jeżeli mamy na liczniku 80km/h to nasza odległość powinna wynosić 40m itd. 
4. Alkohol - w Niemczech dopuszczalne stężenie alkoholu we krwi to 0,5 promila, chyba, że jest się młodym kierowcą (prawo jazdy do 2 lat) lub młodym człowiekiem (do 21 roku życia) wówczas jesteśmy na tzw. okresie próbnym i wówczas dopuszczalne stężenie alkoholu we krwi to 0,0 promila.
Moim zdaniem mimo wszystko jeżeli podejrzewamy, że coś możemy mieć we krwi lepiej w ogóle za kierownicę nie wsiadać, nawet jeżeli uważamy, że mieścimy się w dozwolonym zakresie, ponieważ, jeżeli będziemy brać udział w wypadku, nawet jeżeli to my jesteśmy poszkodowani poniesiemy za to karę i będziemy traktowani jako sprawcy wypadku, a wszystko przez ten alkohol.
5. Pasy bezpieczeństwa - podobnie jak w Polsce, muszą być zapięte i koniec kropka. Dzieci do 12 lat lub do 150cm wzrostu, również muszą być przewożone w specjalnych fotelikach lub na podstawkach. Za niezapięcie pasów odpowiada każdy dorosły, a także kierowca, zwłaszcza za nieodpowiednie przewożenie dzieci, za to również odpowiedzialni są rodzice.
6. Prędkości w terenie zabudowanym - 50km/h,, chyba że jest to teren koło szkoły, przedszkola itp to 30km/h lub kiedy jest to strefa zamieszkana, o czym informuje znak wówczas również 30km/h. Na drogach ekspresowych 130km/h, natomiast co do autostrad to jeżeli znaki nie określają inaczej to prędkość jest nieograniczona, ale zalecana prędkość to 130km/h, inaczej jest z młodymi kierowcami, wówczas prędkości maksymalne są dla nich nieco niższe.
7. Obowiązkowo samochód musi być wyposażony w trójkąt, apteczkę i kamizelkę odblaskową.

Kochani na tym dzisiaj zakończę, w którymś z kolejnych postów postaram się jeszcze uzupełnić listę o kilka dodatkowych przepisów. 

Szerokiej drogi Kochani!!!

sobota, 15 kwietnia 2017

Wielkanoc

Witam Was moi Kochani


Jak zwykle próbuje skubnąć trochę czas, kiedy Dominik śpi, a w tym dniu między włożeniem kolejnego placka do piekarnika. A jak u Was przygotowania do Świąt? U nas prawie pełną parą, chociaż w tym roku trochę na hamulcu ręcznym :P

W tym roku, po ostatnich moich przemyśleniach z okazji Świąt Bożego Narodzenia, postanowiłam trochę inaczej przygotować się do Świąt, nie tylko sprzątanie, zakupy i siedzenie w kuchni aby przygotować kolejną potrawę, tylko bardziej rodzinnie. Nie chcę żeby jedyne co moje dzieci pamiętały z okresu przed świętami to porządki i ...bo jak nie będzie porządków to nie będzie czuć się świąt. Owszem porządki były i są nawet w trakcie ale z umiarem, czego nie zrobię przed świętami zrobię po świętach, a chyba ważniejsze jest to jak się duchowo do tych świąt przygotujemy. A myślę że najważniejsze dla nas rodziców jest przekazanie dzieciom co tak naprawdę w tych świętach jest istotne i dlaczego coś się dzieje, zgodnie z piosenką, którą pamiętam z dzieciństwa :"co takiego jest innego w tej nocy od wszystkich innych nocy, od wszystkich innych nocy...?" Więc w tym roku, dużo czasu spędzaliśmy razem na rozmowach, na przygotowaniach różnych świątecznych ozdób, a porządki też robiliśmy razem, całą trójką wpadaliśmy np. do kuchni i każdy miał swoje zadanie Ty wycierasz, Ty myjesz, a mama sprawdza w białych rękawiczkach (ha ha ha) oczywiście żartuję :))) ale dzieliliśmy się pracą w każdym pomieszczeniu, tak aby każdy czuł, że jest ważny, że bez jego wkładu i pomocy nie byłoby tego efektu. I powiem Wam, że to mój mały sukces, bo pierwszy raz nie musiałam zmuszać nikogo do sprzątania, a jak ktoś się zmęczył z wielką ochotą szedł bawić się z Dominikiem, także praca szła naprawdę sprawnie. Dzisiaj pozwoliłam im pourzędować w kuchni, misja - pieczenie babeczek, babeczki wyszły super,


a o porządku już nie będę wspominać ;) bo przecież nie to jest najważniejsze :P chociaż przy okazji była i to dla mnie lekcja że za mało daje im swobody w tym temacie. Muszę częściej wpuszczać ich do kuchni i pozwolić działać ;)
A za chwilę pakowanie i jutro w drogę, bo święta spędzamy trochę u mamy Darka, a trochę u moich rodziców gdzie zjadą się również moje siostry i brat ze swoimi rodzinami (mam nadzieję siostry, bo jedna jest na szkółce policyjnej, i do końca nie wie czy uda jej się przyjechać, ale mocno trzymamy kciuki). A Wy kiedy wybieracie się na święta? Czy planujecie spędzić je tutaj?

Kochani oczywiście postu nie udało mi się dokończyć, bo Domiś się obudził, planowałam to zrobić teraz, kiedy zaśnie już wieczorem, miałam napisać o zwyczajach świątecznych w Niemczech, ale proszę Was o wyrozumiałość, bo nie dokończę, w międzyczasie zdarzyło się coś co sprowadziło moje myśli na inny tor, i teraz po prostu nie potrafię. Kochani jakieś dwie godzinki temu pod moim blokiem miał miejsce wypadek, auto uderzyło w latarnię, nie wiem z jakiego powodu, nie widziałam, nie to jest też najważniejsze, w tym wypadku ucierpiał człowiek, jego stan było poważny, nie wiem co teraz z nim się dzieje, mam nadzieję, że przeżyje. Osobiście nie znam Pana, ale najprawdopodobniej był to sąsiad z klatki obok, jeżeli tak jest, a wszystko na to wskazuje, to zbrakło mu kilkadziesiąt metrów żeby dojechać do domu. Oczywiście karetki, straż, policja, ale w głowie jedna myśl - co to życie jest warte? Często przejmuje się głupotami, mam pretensje o mało istotne rzeczy, a tymczasem nie to jest ważne, i patrząc na to co mam powinnam być najszczęśliwszą osobą na świecie, bo mam wspaniałą rodzinę, i jesteśmy zdrowi. Takie wydarzenia zawsze bardzo przeżywam, również przez to, że kiedyś Darek miał wypadek. Jeszcze nie byliśmy małżeństwem, wracał z Holandii, spieszył się, bo wracał z piątku na sobotę, a w sobotę mieliśmy spotkanie z księdzem w sprawie ślubu, i wracał zaraz po pracy, nie odpoczął i zasnął na autostradzie za kierownicą, dzięki Bogu nic mu się nie stało, a  auto do kasacji. Parę lat temu tym razem ja miałam wypadek w drodze do pracy, spieszyłam się, bo za późno wyszłam z domu i nie chciałam się spóźnić, jechałam troszkę za szybko, auto wpadło w poślizg na łuku drogi, przejechało przez przeciwległy pas, wpadło na pobocze, kilka razy fikołkowało i zatrzymało się na dachu, mi też nic się nie stało, dzięki Bogu nie zrobiłam też nikomu krzywdy, auto również do kasacji. Za każdym razem kiedy widzę jakiś wypadek zaraz pojawiają się wspomnienia, i myśl, że mamy za co dziękować, I naprawdę cieszyć się, z tego co mamy. Człowiek w tej całej bieganinie, w tym całym zwariowanym świecie, tak często zapomina co w tym życiu jest ważne i rozmienia się na drobne, i czasami jest już za późno.

Kochani na koniec chciałabym Wam złożyć życzenia z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych. Miały być inne bardziej radosne i wesołe, ale..... życzę Wam i waszym najbliższym przede wszystkim bezpiecznych i szczęśliwych powrotów do domu, zdrowia, a także życzę żebyście zawsze wiedzieli i pamiętali co w życiu jest najważniejsze....spokojnych Świąt Kochani.





niedziela, 9 kwietnia 2017

Wiosna pełną parą - sezon działkowy rozpoczęty :P

Witam wszystkich bardzo serdecznie ❤

W taką pogodę jak dzisiaj aż się chcę ;) ale korzystam z chwili kiedy Domiś śpi a "nam zawiązuje się sadełko po obiedzie" :P pamiętam ten tekst z dzieciństwa, po obiedzie trzeba było się położyć żeby się sadełko zawiązało, co jak i dlaczego nie mam pojęcia. Moje w każdym bądź razie nie powinno się zawiązać, bo nie leżę tylko siedzę i wytężam umysł ;), za to Darkowi zawiąże się bardzo dobrze :P

U nas ostatnio dużo się dzieje i w głowie mnóstwo pomysłów na kolejny posty, więc strzeżcie się bo będę Was męczyć ☺

Kochani dzisiaj post o działce rekreacyjnej. A skąd ten temat? Ano stąd, że jesteśmy w posiadaniu takowej od kilku dni, dokładnie w sumie od wczoraj. 
Działkę mieliśmy już w Pl, i zawsze jest tak, że to ja Darka ciągnę za uszy i męczę i namawiam. Bierze się to stąd, że ja zawsze (do czasu ślubu) mieszkałam w domku z ogródkiem i to jeszcze pod lasem, więc miejsca do biegania i spędzania czasu na powietrzu było mnóstwo, nie wyobrażałam sobie jak to będzie jak będę musiała zamieszkać w bloku, a wyszło, że musiałam i to jeszcze bez balkonu i do tego w samym centrum Nowego Miasteczka :P było oczywiście podwórko ale to jedno wspólne dla wszystkich, z gołębiami, z sąsiadkami takimi co to wszystko wiedzą i widzą :P więc rzadko kiedy z tego podwórka korzystaliśmy. Pomysł na działkę wziął się kiedy na świecie pojawiły się dzieci i żeby miały kawałek wolnej przestrzeni do biegania, a my kawałek ziemi na marchewki :P zdecydowaliśmy się na działkę. Mieliśmy działkę przez kilka lat, ale później opadły chęci, bo co kupiliśmy nowego to za kilka dni już tego nie było, a to róże, a to borówki, w dodatku już pięknie kwitnące, a to ciągle coś innego, później Darek zaczął więcej pracować, żeby żyło się lepiej, ja po pracy też nie zawsze miałam siły i zaczęliśmy chodzić coraz rzadziej, i rzadziej. 

Tutaj na początku nie myśleliśmy nawet o kupnie działki, ja w końcu miałam balkon, i tam się wyżywałam z ziemią, przesadzaniem itd. i poza tym wkręcaliśmy się pomału, a ja się wkręcałam z ogarnięciem trójki dzieci, domu i męża ;) bo tak to ze mną jest, że (w przeciwieństwie do mojego męża), muszę mieć wszystko zaplanowane, dzień ułożony według określonego harmonogramu, taka domowa logistyka, i zawsze potrzebuję trochę czasu za nim dogram każdy szczegół do siebie. W końcu wydaje mi się że dograłam, w miarę mam wszystko opanowane i zaczęło brakować mi zajęcia. Wówczas pojawiły się zajęcia z dziećmi, prowadzenie strony i rozkręcenie bloga. Pomału i te rzeczy komponują się w codzienny harmonogram, z przejściowymi okresami buntu, ale....wracam do działki, najpierw jedno znajomi kupili działkę, u mnie coś się na chwilkę zapaliło w głowie, ale zgasło :P a później kolejni znajomi zaczęli mówić o działce i z takim zapałem i zaangażowaniem, że aż im pozazdrościłam, i wtedy w głowie zapaliło się znowu światełko i już nie zgasło :) pomyślałam sobie jak to fajnie będzie móc spędzać czas, że dzieci w końcu będą mogły poszaleć, że będzie gdzie grilla zrobić, i basen rozłożyć, trochę większy od tego który mieścił się na balkonie ;) a ja będę mogła trochę w ziemi pogrzebać, że kiedy przyjdzie sobota czy niedziela nie będę siedziała tylko z mapą w ręku i planowała gdzie tu znowu pojechać, żeby tylko w tym domu nie siedzieć, a wszystkie dróżki, uliczki, place zabaw w okolicy znamy już na pamięć, i jesteśmy tam praktycznie każdego dnia, więc ponowny pomysł znalezienia działki bardzo się mnie uczepił i się zaczęło: -Daruś, a może my też byśmy sobie wzięli działkę? :P dostałam pozwolenie i raz dwa znalazłam działkę, może nie jest och i ach, ma drewnianą altankę, nie murowaną, ale chyba czekała na nas, a ja zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale nie ślepo, bo tak jak pisałam nie jest idealna, ale jest ładna, zadbana, i ma to coś w sobie, co sprawiło, że już innej nie szukaliśmy. A powiem Wam, że i mój mąż się w niej zakochał. Myśli, planuje, i już szuka nowych drzewek i sadzonek. Dzieciom również ten pomysł się spodobał, i za każdym razem nie mogą się doczekać, już spakowały wszystkie rzeczy piłki, rakiety, itp. 
A ja mądrzejsza po przebytych doświadczeniach z poprzednią działką wiem, że we wszystkim należy zachować umiar, również jeżeli chodzi o prace w ogrodzie, i teraz podchodzie do tego wszystkiego z większą rozwagą i rozsądkiem. Bo wszystko co robimy ma nam przynosić satysfakcję i dawać zadowolenie, a jeżeli czasami weźmiemy na siebie zbyt dużo to niestety może być tak, że rzeczy które sprawiały nam przyjemność stają się utrapieniem. 

Jeżeli chodzi o formalności związane z działkami tutaj w Niemczech, nie napiszę zbyt dużo, bo nie wiem jeszcze jak to dokładnie wszystko wygląda. My ogłoszenie o działce znaleźliśmy na ebay Kleinanzeigen. Jest tam trochę tych ogłoszeń i bardzo zróżnicowane cenowo od zu verschenken do kilku tysięcy euro. Są to ogłoszenia wystawiane przez obecnych właścicieli jak i też przez same ogródki działkowe które mają do oddanie działki. O działki można również pytać właśnie u osób które je nadzorują (nie wiem jak tutaj taka osoba się nazywa) w Polsce był to Prezes danych ogródków działkowych. Samych ogródków działkowych jest tutaj bardzo dużo, na naszym dotychczasowym osiedlu (Neuplanitz) jest ich 4. 

Sam "proces" przejmowania działki na pewno zależy już od danej osoby, sytuacji, czy w ogóle pewnie każde Ogródki mają swoje wewnętrzne regulaminy. (My naszego jeszcze nie znamy). W naszym przypadku było tak, że najpierw dogadaliśmy się z obecnym właścicielem, później on umówił nas z Panią Prezes podczas którego zostało nam wyjaśnione co z czym i dlaczego, tzn. jakie koszty nas czekają czyli opłata roczna za użytkowanie działki, łącznie z opłatą za wodę i prąd., oraz że 8godzin w roku musimy odpracować na rzecz Ogródków, chyba że chcemy zapłacić 80Euro (8godzin x 10Euro/godz.) i wówczas nie musimy. Później czeka nas podpisanie umowę i wówczas stajemy się pełnoprawnymi użytkownikami danej działki, niestety działka tak do końca nie jest naszą własnością. Przed końcem każdego sezonu jesteśmy zobowiązaniu do poinformowania czy dalej chcemy dany Ogródek użytkować czy oddajemy go. W sumie to tyle co teraz przychodzi mi do głowy. Jeżeli dowiem się nowych rzeczy, czy też wyjdą one w praniu na pewno Was o tym poinformuję.

A teraz uciekam szukać zabawek dla dzieci do ogródka :P

A Wam życzę miłego wieczoru i pozdrawiam gorąco. PIĄTKA!👋

środa, 5 kwietnia 2017

Ubezpieczenie

Witam Was moi drodzy w ten jakże piękny deszczowy dzień :P

Dzisiaj kolejny temat z tych co to trzeba załatwić na samym początku, czyli ubezpieczenie zdrowotne. Temat gdzie tym razem będzie mniej praktyki, a więcej teorii. I jak to mam w zwyczaju od razu na marginesie dodam, że są to rzeczy przeze mnie przeczytane, rzeczy które przez te dwa lata pobytu tutaj się dowiedziałam, tym samym pragnę podkreślić, że poruszam ten temat bo jest on ważny, ale nie jestem w tym temacie specjalistką :)

Przede wszystkim od 01.01.2009 w Niemczech wprowadzono obowiązek ubezpieczenia dla wszystkich, nawet tych, którzy przebywają tutaj przez krótszy czas np. pracownicy sezonowi, studenci itp. Z tym, że jeżeli ktoś jest ubezpieczony w Polsce, może poprzez przejście odpowiednich procedur korzystać również na terenie Niemiec z tego ubezpieczenia, ale takie ubezpieczenie na pewno nie pokryje wszystkich kosztów leczenia i może być tak, że część kosztów trzeba będzie pokryć z własnej kieszeni, albo dodatkowo się ubezpieczyć. Moim zdaniem takie rozwiązanie jest dobre dla tych którzy przyjeźdzają tutaj na wakacje, albo w odwiedziny do rodziny. Ale.... ;)

§ 193 (3) VVG  mówi m.in.: każda osoba posiadająca miejsce zamieszkania na terenie Niemiec jest zobowiązana do zawarcia, zarówno sama dla siebie jak i dla osób, za które ponosi odpowiedzialność, ubezpieczenia zdrowotnego. Ubezpieczycielem takim musi być firma działająca na terenie Niemiec. Ubezpieczenie to musi pokrywać minimum koszty leczenia ambulatoryjnego i szpitalnego na poziomie odpowiadającym przepisom. Ubezpieczenie dentystyczne nie jest obowiązkowe. Maksymalna kwota udziału własnego nie może przekraczać 5000 euro.
Przepis wprowadza też obowiązek posiadania ubezpieczenia zdrowotnego dla osób prowadzących w Niemczech działalność gospodarczą (Gewerbe). Do 1 stycznia 2009 takiego obowiązku nie było.


W Niemczech mamy podział na dwa typy ubezpieczeń, pierwsze to państwowe kasy chorych (GKV - Gesetzliche Krankenversicherung) i drugi prywatne kasy chorych (PKV - private Krankenversicherung). 

Jeżeli chodzi o państwowe ubezpieczenie to mamy do wyboru z około 150 ubezpieczycieli. Z ubezpieczenia takiego mogą skorzystać osoby które:
- posiadają umowę o pracę,
- studenci,
- osoby samozatrudnione z dochodami,
- zarejestrowani jako bezrobotni.
Jeżeli chodzi o tą ostatnią grupę czyli osoby bezrobotne, to od maja 2011 obywatele Łotwy, Estonii, Litwy, Polski, Słowacji, Słowenii, Czech i Węgier mają prawo do państwowego ubezpieczenia, ale pod warunkiem, że przed przyjazdem tutaj mieli państwowe ubezpiecznie w swoim kraju i muszą to udokumentować. W przeciwnym razie mogą się ubezpieczyć tylko prywatnie. 
Plusy takiego ubezpieczenia państwowego, są takie, że jest ono tańsze. Jeżeli nie zarabiamy dużo, to płacimy tylko (z tego co czytałam) około 7,9% z wypłaty, a resztę pokrywa nasz pracodawca. Inaczej jest z osobami prowadzącymi własną działaność, takie osoby płacą sami pełną stawkę. Chyba, że dopiero zakładamy firmę lub mamy jeszcze niskie dochody (ok 1400Euro) wówczas możemy zapłacić minimalną stawkę tj. ok 230 Euro. Osoby korzystające z państwowego ubezpieczenia a posiadające rodzinę, mogę ją również w ramach swojego ubezpieczenia ubezpieczyć bez dodatkowych kosztów, i kolejny plus tzw. zasada solidarności czyli stawki ustalane są przez Państwo i są one stałe (15,5% od dochodu brutto). Jak są plusy to muszą być i minusy. Jednym z nich jest zakres ubezpieczenia, bo nie wszystkie badania, zabiegi itp. są pokrywane z naszych składek, za część rzeczy będziemy musieli albo dopłacić, albo ponieść koszty całkowite. Następnie dłuższy czas oczekiwania na wizytę u specjalistów. 

Co do ubezpieczenia prywatnego. Członkostwo w prywatnej kasie chorych nie jest dostępne dla każdego. Głównie jest przeznaczone dla osób, które prowadzą własną działalność, wykonują wolne zawody, oraz pracują na stanowsikach urzędniczych. Takie osoby mogą przystąpić bez zwględu na dochody, natomiast osoby zatrudnione na umowę o pracę muszą już wykazać się dochodem powyżej 56.260Euro brutto rocznie. Składki nie są zależne od dochodu, a są składową kilku czynników, m.in. takich jak stan zdrowia, wiek i taryfy. Wysokość takiej składki jest ustalana indywidualnie. Świadczenia są dopasowywane do konkretnej osoby i są one zazwyczaj lepszej jakości niż te w przypadku ubezpieczenia ustawowego, nie są one ustalane przez Państwo. Przy ustalaniu składki możemy się umówić na wkład własny np. 15%, wówczas stała składka będzie nieco niższa, ale my przy każdej wizycie będziemy musieli dopłacić właśnie te 15%. Rozwiązanie to jest dobre dla tych którzy rzadko korzystają z wizyt u lekarza. Minusem takiego ubezpiecznie jest to, że za każdego członka rodziny należy płacić indywidualnie, a proces aplikacyjny jest bardziej złożony, gdyż ubezpieczyciel wnikliwiej przyjrzy się naszej historii przebytych chorób. Plusem natomiast będzie, to, że nie korzystając z pomocy żadnego lekarza, zazwyczaj otrzymujemy od ubezpieczyciela zwrot około 15-30% składek, które wpłaciliśmy. 

W sumie tyle z teorii, chyba że coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę.

Szczerze powiem, my z mężem ten temat zlekceważyliśmy i nie zastanawialiśmy się przed przystąpieniem do konrektnego ubezpieczyciela. Oczywiście jesteśmy w Państwowym systemie ubezpieczeń, ponieważ nasze zarobki (w sumie póki co mojego męża) są zbyt niskie i o prywatnej kasie nawet nie myśleliśmy. Mąż podpisując umowę o pracę z wcześniejszą firmą zaakceptował ubezpieczyciela jakiego zaoferowała mu ta firma i było to AOK Plus. I przyznam się Wam, że wtedy jeszcze na ten temat wiedzieliśmy bardzo mało, nie przeglądaliśmy żadnych ofert, nie porównywaliśmy ich, po prostu AOK to AOK. Na głowie było tyle spraw związanych z przeprowadzką, bo mąż już był tutaj, ja z dziećmi jeszcze w Pl i umknęło nam to. Musimy sami przyjrzeć się, która oferta jest najkorzystaniejsza i ewentualnie zmienić ubepieczyciela.

I tutaj znowu trochę teorii: jeżeli kasa chorych podwyższy składki dodatkowe, ubezpieczeni przez czas krótszy niż 18 miesięcy, mogą z niej zrezygnować. Jest to tzw prawo wyjątkowej rezygnacji i trwa dwa miesiące od ogłoszenia podwyżek. Natomiast osoby ubezpieczone dłużej niż 18 miesięcy mogą zmienić kasę chorych w dowolnym momencie.

W sumie tak jak pisałam na począku tych firm jest bardzo dużo, firmy ze sobą konkurują i gwarantują różne programy bonusowe. Ostatnio czytałam o firmie Barmer i jest ona bardzo zachwalana. W lipcu 2016 posiadała ona 8.405.699 ubezpieczonych. Nie podpowiem Wam która firma jest lepsza, która gorsza. Tak jak wspomniałam my jesteśmy w AOK Plus. Póki co korzystaliśmy tylko z dentysty i z lekarza dziecięcego. Jeżeli chodzi o dentystę to dopłacaliśmy tylko raz i było to czyszczenie kamienia i wyniosło w sumie 5Euro, za wszystko inne, pokywała kasa chorych. Wizyty dzieci również oczywiście były bezpłatne, ale były to wizyty standardowe tj. bilanse, szczepienia, i drobne przeziębienia. Wiecie co szczerze to nawet nie wiem jakie są w naszej kasie chorych programy lojalnościowe itp. I w sumie przez napisanie tego postu sama się zmobilizowałam do tego żeby to sprawdzić :P więc ja lecę się dokształcić, a Was zapraszam do lektury i pozdrawiam serdecznie. 

Poniżej link do rankingu niemieckich kas chorych (wybranych).
ranking_niemieckich_kas_chorych

Trzymajcie się cieplutko i zdrowo oczywiście!!! 

niedziela, 2 kwietnia 2017

Luzik ;)

Moi Kochani 

Dzisiaj może tak bardziej na luzie, z racji tego że niedziela :P i nie chcę Was męczyć w tak cudowny czas jakimiś ciężkimi tematami czy psychologicznymi przemyśleniami :P

Przede wszystkim dziękuję Wam, że tu zaglądacie, to bardzo cieszy, że jest ktoś kto chce to czytać :D, a zdaje sobie sprawę, że nie piszę nie wiadomo jak ciekawie i może nie zawsze zachęcam Was żeby tu zaglądać, dlatego proszę Was o cierpliwość, bo uczę się, i mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej, i będę poruszać tematy które będą Was naprawdę interesować. A musicie wiedzieć, że bardzo mi na tym zależy, bo cieszę się za każdym razem kiedy widzę, że tutaj zaglądacie. Przy okazji jeżeli czasami napiszę coś z błędem to standardowo przepraszam, i to nie tak, że zapominam już polskiego języka, bo on ma się całkiem dobrze, tylko tutaj nie ma opcji podkreślania błędów :P (aktualizacja - znalazłam sprawdzanie pisowni :P, widzicie cały czas się uczę ;)) a z tą ortografią różnie bywa, ogólnie nigdy nie miałam z tym problemów, ale wiecie jak to jest :P

Nie wiem jak Wy postrzegacie mieszkanie tutaj, czy Wam tu dobrze czy nie, czy myślicie o powrocie do Polski. Mi jest coraz lepiej, myślę że całej naszej rodzinie jest coraz lepiej. Oczywiście są problemy przeróżne, i każdego dnia inne, błahe, mniejsze i czasami całkiem duże, ale każde z Bożą pomocą da się pokonać. Na samym początku nie było tygodnia w którym bym się nie pakowała i nie wracała do Polski. Mąż (jak dobrze że ma do mnie taką cierpliwość) pytał wtedy zawsze a po co? Czy tam będzie lepiej? Czy dalej chcesz mieszkać w malutkim mieszkaniu? itp. itd. Moja stała i niezmienna odpowiedź: tam przynajmniej będę wszystkich rozumieć. Mój Mąż na to: tutaj też niedługo będziesz. Oczywiście jak to ja zawsze muszę mieć gotową odpowiedź na wszystko i zawsze ostatnie zdanie i na to mu odpowiadałam bardzo "optymistycznie" i chociaż póki co nie ma racji bo narazie jeszcze mało rozumiem (uczę się, ale mało rozmawiam) to już nie wracam. I to nie dlatego, że problemy się skończyły, bo one zawsze będą, i nie dlatego, że już za Polską nie tęsknie, ale po prostu dobrze mi tu, tak ogólnie. 

Jesteśmy w trakcie załatwiania innego mieszkania, mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić i będziemy mogli się przeprowadzić (o tym w innym poście napiszę Wam bardziej szczegółowo co jak i dlaczego), mój język, szkoła, codzienne życie (bo kłócimy się z mężem przynajmniej raz w tygodniu, a czasami nawet i częściej). Tak więc są problemy przeróżne, ale czuję się tu dobrze. I kiedy jest mi smutno, i kiedy nie mam już siły, bo czasami funkcjonuje jak mały robocik, to staje na balkonie, albo w sypialni przy oknie patrzę na cudowny widok z siódmego piętra i sobie wtedy myślę: lubię to miasto, lubię tych ludzi, którzy tutaj mieszkają (poza sąsiadami z 6 piętra ;)), podoba mi się tutaj i dobrze mi. Jestem szczęśliwa, mam cudowne dzieci, wspaniałego męża, jesteśmy zdrowi, są przyjaciele, rodzina trochę dalej, ale jest i zawsze można na nią liczyć. Pomału wracają siły i pozytywne myślenie...tylko czasami myślę sobie co ja zrobię jak się przeprowadzimy i już nie będzie tego siódmego piętra i tego pięknego widoku...ale mam nadzieję, że będzie też piękny chociaż zdecydowanie niżej :P

Kochani dobrze, że jesteście, bo to również dzięki Wam jest tutaj dobrze całej naszej rodzinie.