Już jakiś czas nie pisałam, wiem, że to rozumiecie i bardzo się z tego powodu cieszę i bardzo za to Wam dziękuję. Ostatnio miałam ochotę napisać, ale ponieważ staram się nie pisać postów pod wpływem emocji więc minęło trochę czasu aż poradziłam sobie z nimi :P Z jednej strony takie posty były by hmmmm....brakuje mi słowa....ale to nie na tej zasadzie, że niemieckiego jeszcze nie umiem, a polskiego już zapomniałam :) w każdym bądź razie nie chcę pisać postów pod wpływem emocji, bo mogłabym napisać zdanie za dużo i później bym żałowała. Tak ja wiem, że powinnam śmiało wygarnąć wszystko co leży mi na sercu, ale nie umiem jeszcze nie przejmować się tym jak inni to odbiorą. Przypuszczam, że i tą umiejętność w końcu osiągnę ;)
A miniony tydzień był bardzo emocjonujący, ale po kolei. Przede wszystkim Kasia z Krzysiem nie dostali się na trampoliny. O ile z Krzysiem podejrzewałam, że tak będzie. Nie dlatego, że był beznadziejny, starał się jak mógł, ale po prostu widać było, że to nie to. Ale z Kasią byliśmy pewni, że się dostanie, wszystko robiła dobrze, a nawet i bardzo dobrze. Nawet jedna z Pań, które pomagają w treningach powiedziała jej, że ona pewnie się dostanie. Dlatego mega było Kasi rozczarowanie, kiedy tak się nie stało. Jedyne sensowne wytłumaczenie to takie, że po prostu wiekowo jest już "za stara". Finalnie zostało wybranych 5 najmłodszych dziewczynek. No cóż mówi się trudno i skupiamy się na tym co będzie i na kolejnych pomysłach co dalej. Kasi został jeszcze balet, i obojgu piątkowe tańce. Krzysiu chciałby zacząć chodzić na karate, a Kasia zdecydowała się na basen albo na kółko plastyczne. Tylko, że ja mam pewne obawy. Z jednej strony chciałabym, żeby się udzielali, żeby załapali bakcyla i coś wykonywali z pasją i mieli w swoim młodym życiu jakiś cel. A poza tym chciałabym jakoś wypełnić im czas. Nie tylko nauką, graniem czy oglądaniem jak ktoś gra. Ja nie zawsze mam czas, żeby poświęcić im 100% uwagi, a chciałabym, żeby w tym wolnym czasie robili coś co będą lubić, co będą robić z ochotą itd, ale z drugiej strony (tak wiem nie powinnam tak myśleć), ale co będzie jak znowu gdzieś się nie dostaną, jak znowu będzie porażka. To nie tak, że nie wierzę w możliwości swoich dzieci, i jeżeli coś dla nich wybieram to głównie kieruję się ich zainteresowaniami, ale w trampolinach wierzyłam, ba byłam pewna, że Kasia się dostanie. Uwierzcie jestem mamą i moje dzieci są dla mnie jedyne i niepowtarzalne. Wiecie jak to jest dla każdej mamy jej dzieci są najpiękniejsze, najmądrzejsze itd, ja staram się mimo tego wszystkiego być obiektywna i nie być mamą ślepo zapatrzoną w swoje dzieci, dlatego, żeby nie wyrosły na małych egoistów niewidzących nic poza czubkiem własnego nosa. Dlatego jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować kiedy gdzieś się nie dostaną bo po prostu się nie nadają, a tutaj hmmm oczywiście szanuję decyzję trenera, ale trochę nie rozumiem. No...wypłakałam się Wam, a raczej wyżaliłam.
Ten tydzień w ogóle był bogaty w złe wiadomości. Kolejna która tym razem dotknęła mnie bezpośrednio, bo dotyczy moich planów, to, że chyba nici z mojej szkoły językowej. Najpierw napisali do mnie na whatsappa. Nie, nie dostałam żadnego listu, chociaż tak to powinno wyglądać (ale nie chcę być drobiazgowa, może być wiadomość). Wiadomość brzmiała mniej więcej tak, zajęcia już się rozpoczęły, może Pani zacząć od jutra, zajęcie będą trwały od 12:45 do 17:00 (z tego co pamiętam była to chyba środa albo czwartek). Jeżeli nie zdąży Pani w tym czasie, może Pani zacząć od poniedziałku. Zamurowało mnie!!! Myślę, sobie od jakiej 12:45? Miałam mieć do południa, mam dzieci i nie mam możliwości w tym czasie być na kursie!!! Zresztą oni dobrze o tym wiedzieli, wyraźnie mówiłam, że mogę tylko do południa i tylko takie zajęcia mnie interesują. Tak nie umiem dobrze niemieckiego, ale te dwa słowa rozróżniam doskonale - vormittags od nachmittags. Od razu po przeczytaniu wiadomości poprosiłam męża, żeby zadzwonił do nich i wyjaśnił tą niefajną pomyłkę. Nie brałam innej możliwości jak tylko tej, że to pomyłka. Darek wytłumaczył grzecznie Pani o co chodzi, Pani odpowiedziała, że doskonale rozumie, i że bardzo jej przykro, i że zorientuje się co da się zrobić. Oczywiście od nich żadna informacja nie przyszła, więc znowu męczę męża żeby dzwonił czy już coś wiadomo, i wiadomo tyle, że na ten kurs zaczynający się od 06.11 nie ma dla mnie miejsca, więc może zacznę kurs od marca. Aż się zagotowałam. W marcu proszę Pani to ja chcę iść do pracy, a przynajmniej zacząć jej szukać, a nie iść dopiero na kurs. Mąż jako ten który nigdy się nie poddaje ;) napisał im bardzo "ładnego maila" tzn. bez brzydkich słów i takich tam, ogólnie bardzo kulturalny tylko dosadnie napisał co leży mu na sercu. I obiecał, że jak tylko skończy mu się chorobowe to przejdzie się do dyrektora tej szkoły. Szczerze ja nie wiem czy to coś da. Jedno jest pewna sytuacja ta ma swoje plusy, a przynajmniej jeden, tak mnie wkurzyli, że obiecałam sobie, że z nimi czy bez i tak nauczę się tego języka!!!. Do tej pory robiłam to sama to teraz też mogę!!! Już Darkowi zapowiedziałam, że od poniedziałku odprowadzam Domisia do przedszkola, wracam do domu i się uczę i nie ma mnie!!! Bez nich też dam radę!!!
A dzisiaj Kochani ła ła ła zaczęliśmy chodzić na tańce, tzn. póki co ja, bo Darek w domu na zwolnieniu (angina). Uwierzcie pot mi po d...pie leciał, i wróciłam do domu obolała, ale mega szczęśliwa. I chcę jeszcze i jeszcze i już Darkowi pokazałam wszystkie kroki. Tylko nie wiem, czy mam do tego talent, już Darkowi nawijam makaron na uszy, że może się nie nadaję, że tak, ja bardzo lubię tańczyć, ale może nie powinnam tego robić (tak biedny mój mąż, nasłucha się teraz, ale ostatnio ja byłam biedna kiedy musiałam słuchać jego jęków w sypialni, i to nie takich jak myślicie, tylko takich jak wydaje przeziębiony facet :P). Poczekamy zobaczymy, jak coś tym razem my wylecimy :P
I kolejna wiadomość, tym razem dotycząca nas wszystkich. 18 listopada będzie Jahreskonzert. Będzie to występ naszych grup tanecznych (my póki co jeszcze będziemy oglądać na widowni) i występ zaproszonych gości. A po występie będzie kiermasz ozdób świątecznych, wykonywanych przeze mnie i przez Kasię (nie, nie moją córkę), mam nadzieję, że zrobione przez nas rzeczy przypadną Wam do gustu i zechcecie sobie coś kupić. Pieniądze ze sprzedaży będą przekazane na cele stowarzyszenia. A wydatków Stowarzyszenie ma mnóstwo, i pieniądze bardzo się przydadzą. A przecież my wszyscy z tego skorzystamy, bo Stowarzyszenie jeżeli coś robi to dla nas wszystkich. Wynajmuje sale, organizuje imprezy itp. i ma mnóstwo nowych pomysłów, ale na to wszystko niestety potrzeba pieniędzy. Zresztą sami wiecie jak to jest, gdzie się nie oglądniecie tam trzeba coś płacić. Stowarzyszenie ma podobnie. Im więcej chce działać, tym więcej musi wydawać, bo niestety nie ma nic za darmo. Dlatego super będzie jeżeli coś uda się sprzedać, i mam nadzieję, że wykonane przez nas rzeczy się Wam spodobają.
Kochani kolejny post postaram się już napisać o czymś konkretnym (nie pamiętam czy ostatnio tego nie obiecywałam :\. Może macie jakieś tematy które Was interesują to proszę o zostawienie komentarza.
AAAA i bym zapomniała się Wam czymś pochwalić, a jestem z tego faktu trochę dumna i chciałam się tym podzielić, ostatnio miałam zamówienie na moje pierogi!!! To jest dla mnie coś naprawdę super, bo jestem mega szczęśliwa, że coś co zrobiłam komuś smakowało. Miałam tylko mega stres (jak to ja zwykle) przeżywałam Darkowi pół dnia czy mi wyszły i czy będą smakować. Smakowały :)
Uciekam Kochani, ściskam Was gorąco i dużo zdrówka dla Was :*
Do kolejnego razu!!!