piątek, 20 października 2017

Tydzień w skrócie ;)

Już jakiś czas nie pisałam, wiem, że to rozumiecie i bardzo się z tego powodu cieszę i bardzo za to Wam dziękuję. Ostatnio miałam ochotę napisać, ale ponieważ staram się nie pisać postów pod wpływem emocji więc minęło trochę czasu aż poradziłam sobie z nimi :P Z jednej strony takie posty były by hmmmm....brakuje mi słowa....ale to nie na tej zasadzie, że niemieckiego jeszcze nie umiem, a polskiego już zapomniałam :) w każdym bądź razie nie chcę pisać postów pod wpływem emocji, bo mogłabym napisać zdanie za dużo i później bym żałowała. Tak ja wiem, że powinnam śmiało wygarnąć wszystko co leży mi na sercu, ale nie umiem jeszcze nie przejmować się tym jak inni to odbiorą. Przypuszczam, że i tą umiejętność w końcu osiągnę ;) 

A miniony tydzień był bardzo emocjonujący, ale po kolei. Przede wszystkim Kasia z Krzysiem nie dostali się na trampoliny. O ile z Krzysiem podejrzewałam, że tak będzie. Nie dlatego, że był beznadziejny, starał się jak mógł, ale po prostu widać było, że to nie to. Ale z Kasią byliśmy pewni, że się dostanie, wszystko robiła dobrze, a nawet i bardzo dobrze. Nawet jedna z Pań, które pomagają w treningach powiedziała jej, że ona pewnie się dostanie. Dlatego mega było Kasi rozczarowanie, kiedy tak się nie stało. Jedyne sensowne wytłumaczenie to takie, że po prostu wiekowo jest już "za stara". Finalnie zostało wybranych 5 najmłodszych dziewczynek. No cóż mówi się trudno i skupiamy się na tym co będzie i na kolejnych pomysłach co dalej. Kasi został jeszcze balet, i obojgu piątkowe tańce. Krzysiu chciałby zacząć chodzić na karate, a Kasia zdecydowała się na basen albo na kółko plastyczne. Tylko, że ja mam pewne obawy. Z jednej strony chciałabym, żeby się udzielali, żeby załapali bakcyla i coś wykonywali z pasją i mieli w swoim młodym życiu jakiś cel. A poza tym chciałabym jakoś wypełnić im czas. Nie tylko nauką, graniem czy oglądaniem jak ktoś gra. Ja nie zawsze mam czas, żeby poświęcić im 100% uwagi, a chciałabym, żeby w tym wolnym czasie robili coś co będą lubić, co będą robić z ochotą itd, ale z drugiej strony (tak wiem nie powinnam tak myśleć), ale co będzie jak znowu gdzieś się nie dostaną, jak znowu będzie porażka. To nie tak, że nie wierzę w możliwości swoich dzieci, i jeżeli coś dla nich wybieram to głównie kieruję się ich zainteresowaniami, ale w trampolinach wierzyłam, ba byłam pewna, że Kasia się dostanie. Uwierzcie jestem mamą i moje dzieci są dla mnie jedyne i niepowtarzalne. Wiecie jak to jest dla każdej mamy jej dzieci są najpiękniejsze, najmądrzejsze  itd, ja staram się mimo tego wszystkiego być obiektywna i nie być mamą ślepo zapatrzoną w swoje dzieci, dlatego, żeby nie wyrosły na małych egoistów niewidzących nic poza czubkiem własnego nosa. Dlatego jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować kiedy gdzieś się nie dostaną bo po prostu się nie nadają, a tutaj hmmm oczywiście szanuję decyzję trenera, ale trochę nie rozumiem. No...wypłakałam się Wam, a raczej wyżaliłam. 

Ten tydzień w ogóle był bogaty w złe wiadomości. Kolejna która tym razem dotknęła mnie bezpośrednio, bo dotyczy moich planów, to, że chyba nici z mojej szkoły językowej. Najpierw napisali do mnie na whatsappa. Nie, nie dostałam żadnego listu, chociaż tak to powinno wyglądać (ale nie chcę być drobiazgowa, może być wiadomość). Wiadomość brzmiała mniej więcej tak, zajęcia już się rozpoczęły, może Pani zacząć od jutra, zajęcie będą trwały od 12:45 do 17:00 (z tego co pamiętam była to chyba środa albo czwartek). Jeżeli nie zdąży Pani w tym czasie, może Pani zacząć od poniedziałku. Zamurowało mnie!!! Myślę, sobie od jakiej 12:45? Miałam mieć do południa, mam dzieci i nie mam możliwości w tym czasie być na kursie!!! Zresztą oni dobrze o tym wiedzieli, wyraźnie mówiłam, że mogę tylko do południa i tylko takie zajęcia mnie interesują. Tak nie umiem dobrze niemieckiego, ale te dwa słowa rozróżniam doskonale - vormittags od nachmittags. Od razu po przeczytaniu wiadomości poprosiłam męża, żeby zadzwonił do nich i wyjaśnił tą niefajną pomyłkę. Nie brałam innej możliwości jak tylko tej, że to pomyłka. Darek wytłumaczył grzecznie Pani o co chodzi, Pani odpowiedziała, że doskonale rozumie, i że bardzo jej przykro, i że zorientuje się co da się zrobić. Oczywiście od nich żadna informacja nie przyszła, więc znowu  męczę męża żeby dzwonił czy już coś wiadomo, i wiadomo tyle, że na ten kurs zaczynający się od 06.11 nie ma dla mnie miejsca, więc może zacznę kurs od marca. Aż się zagotowałam. W marcu proszę Pani to ja chcę iść do pracy, a przynajmniej zacząć jej szukać, a nie iść dopiero na kurs. Mąż jako ten który nigdy się nie poddaje ;) napisał im bardzo "ładnego maila" tzn. bez brzydkich słów i takich tam, ogólnie bardzo kulturalny tylko dosadnie napisał co leży mu na sercu. I obiecał, że jak tylko skończy mu się chorobowe to przejdzie się do dyrektora tej szkoły. Szczerze ja nie wiem czy to coś da. Jedno jest pewna sytuacja ta ma swoje plusy, a przynajmniej jeden, tak mnie wkurzyli, że obiecałam sobie, że z nimi czy bez i tak nauczę się tego języka!!!. Do tej pory robiłam to sama to teraz też mogę!!! Już Darkowi zapowiedziałam, że od poniedziałku odprowadzam Domisia do przedszkola, wracam do domu i się uczę i nie ma mnie!!! Bez nich też dam radę!!! 

A dzisiaj Kochani ła ła ła zaczęliśmy chodzić na tańce, tzn. póki co ja, bo Darek w domu na zwolnieniu (angina). Uwierzcie pot mi po d...pie leciał, i wróciłam do domu obolała, ale mega szczęśliwa. I chcę jeszcze i jeszcze i już Darkowi pokazałam wszystkie kroki. Tylko nie wiem, czy mam do tego talent, już Darkowi nawijam makaron na uszy, że może się nie nadaję, że tak, ja bardzo lubię tańczyć, ale może nie powinnam tego robić (tak biedny mój mąż, nasłucha się teraz, ale ostatnio ja byłam biedna kiedy musiałam słuchać jego jęków w sypialni, i to nie takich jak myślicie, tylko takich jak wydaje przeziębiony facet :P). Poczekamy zobaczymy, jak coś tym razem my wylecimy :P

I kolejna wiadomość, tym razem dotycząca nas wszystkich. 18 listopada będzie Jahreskonzert. Będzie to występ naszych grup tanecznych (my póki co jeszcze będziemy oglądać na widowni) i występ zaproszonych gości. A po występie będzie kiermasz ozdób świątecznych, wykonywanych przeze mnie i przez Kasię (nie, nie moją córkę), mam nadzieję, że zrobione przez nas rzeczy przypadną Wam do gustu i zechcecie sobie coś kupić. Pieniądze ze sprzedaży będą przekazane na cele stowarzyszenia. A wydatków Stowarzyszenie ma mnóstwo, i pieniądze bardzo się przydadzą. A przecież my wszyscy z tego skorzystamy, bo Stowarzyszenie jeżeli coś robi to dla nas wszystkich. Wynajmuje sale, organizuje imprezy itp. i ma mnóstwo nowych pomysłów, ale na to wszystko niestety potrzeba pieniędzy. Zresztą sami wiecie jak to jest, gdzie się nie oglądniecie tam trzeba coś płacić. Stowarzyszenie ma podobnie. Im więcej chce działać, tym więcej musi wydawać, bo niestety nie ma nic za darmo. Dlatego super będzie jeżeli coś uda się sprzedać, i mam nadzieję, że wykonane przez nas rzeczy się Wam spodobają. 

Kochani kolejny post postaram się już napisać o czymś konkretnym (nie pamiętam czy ostatnio tego nie obiecywałam :\. Może macie jakieś tematy które Was interesują to proszę o zostawienie komentarza.

AAAA i bym zapomniała się Wam czymś pochwalić, a jestem z tego faktu trochę dumna i chciałam się tym podzielić, ostatnio miałam zamówienie na moje pierogi!!! To jest dla mnie coś naprawdę super, bo jestem mega szczęśliwa, że coś co zrobiłam komuś smakowało. Miałam tylko mega stres (jak to ja zwykle) przeżywałam Darkowi pół dnia czy mi wyszły i czy będą smakować. Smakowały :)

Uciekam Kochani, ściskam Was gorąco i dużo zdrówka dla Was :*

Do kolejnego razu!!!


poniedziałek, 9 października 2017

Lekcja 5

Kochani ostatnim razem pisałam, że niektóre rzeczowniki odmieniają się. Jest to tzw. deklinacja słaba. Tak szczerze to dopiero niedawno się o tym dowiedziałam, przez tyle czasu, żyłam w błogiej nieświadomości :)
Deklinacja słaba, to taka w której rzeczowniki we wszystkich przypadkach (oprócz mianownika liczby pojedynczej) kończą się na -e(n)

Do tej deklinacji należą:
  1. Nazwy istot żywych rodzaju męskiego zakończone na -e, np. der Junge (chłopiec), der Kollege (kolega z pracy), der Kunde (klient), der Affe (małpa) (oraz wyjątki der Mensch (człowiek) i der Nachbar (sąsiad))
  2. rzeczowniki rodzaju męskiego pochodzenia obcego zakończone na -and, -ant, -at, -ent, -graf, -ist, -oge, np. der Doktorand (doktorant), der Praktikant (praktykant), der Student (student), der Biologe (biolog) itd. 
  3. nazwy narodowości z końcówką -e, np. der Franzose (Francuz), der Pole (Polak) itd.
  4. niektóre rzeczowniki rodzaju męskiego z końcówką -e, i jeden rzeczownik rodzaju nijakiego otrzymują w dopełniaczu (genitiv) dodatkowo końcówkę -s, np. 

der Name (nazwisko) - des Namens, 
der Friede (pokój) - des Friedens,
das Herz (serce) - des Herzens


Tak to wygląda:

L. pojedyncza
Nominativ - der Affe
Akkusativ - den Affen
Dativ - dem Affen
Genitiv - des Affen

L. mnoga
Nominativ - die Affen
Akkusativ - die Affen
Dativ - den Affen
Genitiv - den Affen

Na dzisiaj tyle, króciutko, zwięźle i na temat :P następnym razem przymiotniki. Stopniowanie, tworzenie i takie tam prościutkie rzeczy :P 






piątek, 6 października 2017

Piątek, piąteczek, piątunio

Witam Was Kochani,

Tak, tak wiem, że jest w domu, nie pracuje i mam wolne każdego dnia, ale cieszę się z piątku, a tym samym z rozpoczynającego się weekendu, bo wtedy jesteśmy wszyscy razem w domku, a kocham ten czas!!!
Ostatnio wykupiliśmy z Darkiem TV internetową. Tak stęskniliśmy się za PL TV ;) Znajomi polecili nam m.in. wizja TV. Można ją oglądać jako "widz" niezalogowany. Tylko wówczas nie zawsze będziemy mieć jakiś kanał dostępny, lub jako zalogowany wtedy się płaci 5Euro za 30 dni i ma się dostęp do wszystkich kanałów. Teraz właśnie testujemy. I któregoś wieczoru, spragnieni oglądnąć coś w języku polskim, mówię do męża znajdz jakiś fajny film :) no i Darek szuka, szuka, szuka i nie może znaleźć, w końcu zadowolony znalazł jakiś science fiction (on przepada - ja nie bardzo). Proszę grzecznie Daruś znajdz coś innego, na co mój cudowny małżonek mówi "a co jakieś Tylko mnie kochaj, pewnie byś chciała" no i nie znalazł nic innego....nawet nie zaczął szukać. To ja z fochem zaczęłam czytać książkę, a on oglądał to coś z jakimiś dziwnymi stworkami. Za kilka dni (mąż ma drugą zmianę więc jest w domu koło 24:30) a ja czekając na niego lubię coś tam włączyć w TV, bo dzieci już dawno śpią, w domu cisza, i lubię jak coś do mnie gada :P tak sobie leci program za programem, a ja w tym czasie albo czytam, albo coś robię na komputerze. I tak skończył się jeden program i zaczyna się jakiś film, mówię o, może coś ciekawego. Patrzę a to "Tylko mnie kochaj", pomyślałam sobie no to mi Darek znalazł :D wykrakał...za jakiś czas wrócił z pracy, film się jeszcze nie skończył więc mówię masz chciałeś :P. W następny dzień sytuacja się powtarza Darek w pracy, ja czytam, a w przerwach robię szalik na drutach ;) i w tle TV i znowu patrzę zaczyna się film i znowu "Tylko mnie kochaj"!!!!! myślę sobie orzesz TY!!!! to za karę, że się wtedy sfochałam, mam dwa dni pod rząd, nie mógł oczywiście powiedzieć wtedy jakiegoś innego filmu, normalnie męska czarownica :P Oczywiście można wziąć pilota i zmienić kanał, ale to właśnie jeden ze szczytów lenistwa w moim wykonaniu :P Co do samego filmu nie mam nic przeciwko niemu, ogólnie film chociaż już ma swoje lata, fajny, tylko chyba już go widziałam kilka razy. 
To taka sobie historyjka z cyklu "Z życia wzięte". Tak na luzie przy piątku. Ciekawe co dzisiaj Darek włączy :P Dzisiaj całe szczęście szybciej wraca z pracy więc jest szansa że oglądniemy coś razem. 
Od jakiegoś czasu lubię oglądać ekranizacje książek które przeczytałam. Chociaż czasami się zdarza, że najpierw coś oglądnę, a dopiero później przeczytam. Tak było np. z 50 twarzami Greya. Ogólnie film mi się podobał, dlatego mąż mi kupił Trylogię, i powiem Wam, że zdecydowanie jednak wolę wersję papierową. Dopiero po przeczytaniu książki dotarło do mnie o czym to w sumie jest, tak z perspektywy bardziej psychologicznej. Jakoś po oglądnięciu filmu nie bardzo go znalazłam (w sensie przesłanie), nie wiem, może za bardzo skupiłam się na innych aspektach :P Niedawno też oglądałam Dziewczynę z pociągu. Już od dawna film stał na półce i czekał, aż kupię książkę i najpierw przeczytam, ale jakoś za każdym razem wybierałam inną, aż w końcu mówię oglądnę i wtedy przeczytam. No i nie przeczytam, bo już po obejrzeniu filmu jakoś mi się nie chce. W sumie film fajny i polecam, ale historia należy do tych które się nie chce drugi raz przeżywać. 
Czasami takie przeczytanie książki, a później filmu ma duży plus, poza wszystkimi innymi, że wiesz co się wydarzy. Konkretny przykład "Za nim się pojawiłeś" po przeczytaniu książki płakałam jak bóbr, film oglądałam już spokojniej bo już znałam zakończenie. 
Och przepraszam Kochani, bo się rozpisałam, i Was zanudzam. 
A u nas pierwszy tydzień ferii za nami. Podoba mi się to tutaj w Niemczech. W ciągu roku szkolnego jest więcej wolnego niż w Polsce. Tzn. teoretycznie bo tutaj za to są krótsze wakacje. Ale np. na te ferie już czekałam z niecierpliwością bo byłam już zmęczona :) a co dopiero dzieci. Tak wiem, w Polsce człowiek jakoś dawał radę i czekał cierpliwie od wakacji do przerwy świątecznej i jakoś dawał radę. Ale teraz dobrze, że ta przerwa jest. 
Na początku mieliśmy gdzieś pojechać, ale nic z tego nie wyszło, bo Darek nie dostałby urlopu, bo teraz mają młyn w pracy, po drugie Dominik się rozchorował, więc siedzimy w domu i w ten sposób ładujemy baterie. Może gdzieś na zimowe ferie uda się wyjechać. 
Ale co teraz u nas najważniejsze i czym żyją moje dzieci, a przez to i my. W niedzielę jedziemy po KOTKA. Tak, tak zwariowałam zgadzając się na to, ale z drugiej strony, ja też zawsze miałam zwierzątko w domu. I to nawet dwa - pieska i kotka. Tylko z tą dużą różnicą, że ja mieszkałam w domku, a nie w mieszkaniu, więc to trochę inna historia. Ale córcia od kilku lat prosiła mnie o kota, więc w końcu przekonana również przez mojego brata, który od jakiego czasu też mieszka z przygarniętym kotem zgodziłam się, i wtedy musiałam przekonać jeszcze do tego pomysłu Darka. Na początku nie chciał o tym słyszeć, ale jakoś dał się w końcu i on przekonać. Także wszystko na kotka już gotowe: spanie, kuweta, drapak, karma, specjalne mleko, no i zabawki dla kotka. Jak ostatnio opowiadałam to mojej mamie, to stwierdziła, że jesteśmy przygotowani jak na narodziny dziecka :) hmm coś w tym jest. 
Oczywiście za nim się zgodziłam napisałam do spółdzielni pytając o pozwolenie. No i z kotkiem nie ma żadnego problemu, jak najbardziej możemy mieć w mieszkaniu kotka, bo ja to stwierdziła Pani ze spółdzielni, kotek nie szczeka. Muszę jeszcze ogarnąć temat szczepień, a co za tym idzie weterynarza, paszportu dla kotka, w przypadku gdyby kiedyś była konieczność podróżowania z nim, a tutaj niestety jest taki wymóg. Kiedy to wszystko poznam od strony praktycznej to oczywiście swoją wiedzą podzielę się z Wami, dam też znać czy rzeczywiście jest się czego bać. Mam nadzieję, że to będzie bardzo grzeczna i dobrze ułożona Koteczka ;)

Buziaczki Kochani, na dzisiaj to tyle. Miłego wieczoru i udanego weekendu :*


poniedziałek, 2 października 2017

Jak nie zanudzam to marudzę :P

Witam Was cieplutko :*

Cieplutko tym bardziej, że na zewnątrz brzydko i zimno. 

Dzisiaj nic poważnego ;) taki luźny post. 

Na początku w sumie chciałam w imieniu swoim i Stowarzyszenia podziękować za Wasz udział w ostatnim feście. Dla mnie był wyjątkowy, bo pierwszy raz tak bardzo aktywny. I jeszcze raz chciałam podziękować za taką możliwość. Sprawia mi to dużą przyjemność i chociaż na koniec dnia byłam już trochę zmęczona to jednak bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Bardzo lubię nasze wspólne spotkania, i mam ciągły niedosyt :) Mam głowę pełną pomysłów i ...ciężko mi dzisiaj dobrać odpowiednie słowa, tak czasami mam kiedy chcę się z Wami podzielić czymś osobistym i nie wiem jak to w sumie przekazać, żeby nie zostać np. źle zrozumianą. Nie, nie mam zamiaru nikogo obrażać :P Chciałabym się tylko z Wami podzielić takimi wewnętrznymi odczuciami i przemyśleniami. 
Ostatnio zaczęłam się udzielać trochę bardziej niż zwykle. Robię to z całego serca i sprawia mi to mnóstwo przyjemności, cieszę się, że dostałam taką możliwość. Lubię to robić i sprawia mi wielką radość kiedy coś się udaje, nie tylko to co ja zaplanowałam, zrobiłam itd., cieszę się każdym naszym spotkaniem i wspólnym "czymś" obojętnie co to takiego. Ale czasami (może dlatego jak to stwierdza Darek - za dużo myślę, za bardzo wszystko biorę do siebie, za bardzo się wszystkim przejmuję i pewnie ma racje) wydaje mi się, że nie powinnam, że ktoś to źle odbierze, że może się narzucam, że nie znam języka, że...., że...., że.....Tak mam niską samoocenę, uważam, że są lepsi ode mnie i może tym czy tamtym powinien zająć się ktoś inny, bo na pewno bardziej się do tego nadaje itd. Tylko, że sprawia mi to przyjemność, więc dlaczego miałabym z tego rezygnować? 
Cieszę, się, że w moim życiu coś zaczęło się dziać, tak jak już wcześniej Wam pisałam, dobrze się czuję w roli żony i mamy. Owszem czasami są dni, że najchętniej bym ich wszystkich gdzieś wysłała i pobyła chwilę sama i chociaż przez chwilę się zresetowała. Ale tak naprawdę nigdy w życiu i za nic w świecie nie zamieniłabym tych moich obowiązków za nic innego. Myślę, że czasami każda z nas ma taki okres, że na pytanie kogo byś zabrał -a na bezludną wyspę odpowiedzielibyście: NIKOGO!!! Ja w każdym razie czasami tak mam. Pewnie szybko bym stamtąd uciekała do tych swoich "urwisów", ale kiedyś kiedy każdy dzień był taki sam, i moim obowiązkiem było tylko i wyłącznie zajęcie się dziećmi, mężem i domem, i kiedy po całym dniu identycznym, jak poprzedni siedziałam i zastanawiałam się co ja takiego dzisiaj zrobiłam? Dopadał mnie dołek. Co najmniej raz w tygodniu miałam tak, że nic mi się nie chciało, tęskniłam za Polską bo tam miałam pracę, możliwości, a tutaj NIC. Aż do teraz. Niektóre dni są tak zajęte, że nie wiem gdzie mam włożyć ręce, ale od kiedy tak jest rzadko kiedy dopadają mnie smutne dni. Czuję, że nie tylko komuś w czymś pomagam i staję się częścią czegoś, ale przede wszystkim pomagam sobie. Poza tym widzę, że to też otworzyło mnie na wszystko inne. Już nie czekam aż wszystko załatwi Darek, bo ja sobie przecież nie poradzę. Jak nie spróbuję nie przekonam się o tym. Ostatnio było spotkanie do I Komunii Świętej Krzysia i pierwsze co jak się dowiedziałam ucieszyłam się, bo mówię super, Darek ma pierwszą zmianę więc będzie mógł iść, trudno nie pójdzie w jeden dzień na nadgodziny, będą musieli zrozumieć. Ale później tak pomyślałam, no a dlaczego nie mogę iść ja? Tak nie znam jeszcze języka, ale póki będę wysyłać wszędzie Darka to nigdy się nie nauczę, bo nie będę miała takiej możliwości. I poszłam, poradziłam sobie nie najgorzej, a przede wszystkim poraz kolejny przekonałam się o tym, że te wszystkie strachy związane z językiem siedzą tylko w mojej głowie. Wszyscy których do tej pory spotkałam rozumieli, że jestem obcokrajowcem i mogę czegoś nie zrozumieć, i nigdy nie odczułam, że był to dla kogoś problem, albo, że ktoś to źle odebrał lub z tego powodu mnie obraził. Wręcz przeciwnie. Przekonałam się, że nie muszę mówić idealnie, żeby rozmawiać i się porozumieć.
I dzięki temu wszystkiemu co się dzieje ostatnio, i im więcej mam obowiązków i rzeczy do zrobienia tym bardziej czuję się spełniona.
Po co to wszystko napisałam? Częściowo, żeby się Wam wygadać, częściowo po to żeby może kogoś zmobilizować do wyjścia z domu mimo słabej znajomości języka, do udzielania się itd.
Bo jak to ostatnio tłumaczyłam Darkowi, doba każdego z nas ma 24h, i nie jesteśmy wcale gorsi od innych, ktoś coś osiągnął. My też możemy. Wszystko zależy co zrobimy z tymi 24 godzinami. Zawsze miałam pretensje do Darka, że mnie nie motywuje do nauki, do ćwiczeń itd., bo mieliśmy razem się uczyć, razem ćwiczyć itd.,  i jeżeli czegoś nie robiłam to tłumaczyłam, że to dlatego, że nie mam motywacji, bo mnie Darek nie kopnął w d..., żeby mnie zmotywować. Tak teraz wiem, jakie to było dziecinne. Teraz już nie patrzę czy Darkowi się chce czy nie, mi się musi chcieć. Nie mogę też zwalać wszystkiego na dzieci, że tego czy tamtego nie mogę bo dzieci. Muszę zorganizować sobie tak czas, żeby mieć go i dla dzieci i dla siebie, no i oczywiście dla męża ;)

Ok koniec lecę robić gofry. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Postaram się jednak takie posty zamieszczać tylko co jakiś czas :P OBIECUJĘ!!!! :D Dzisiaj chyba ta pogoda za oknem tak mnie nastroiła.

Buziaczki Kochani!!!! Dobrze, że jesteście!!!