niedziela, 5 lutego 2017

Dzieje się, dzieje


W dniu dzisiejszym powstała nowa strona https://polacywzwickau.wordpress.com/, krótkie wyjaśnienia po co ta strona i dla kogo wyjaśniam na stronie. Dla mnie to ważne wydarzenie, bo kolejny krok na przód, a o stworzeniu strony myślałam już od dawna, czy będzie ona potrzebna, czy sprawdzi się zobaczymy. Powiem Wam, że jestem pełna obaw i niepewności. Czasami sobie myślę, że może lepiej cicho siedzieć w domu i zająć się tym co każda mama i żona powinna, ale z drugiej strony, jestem osobą, która cały czas się czymś zajmowała, i teraz bardzo mi tego brakuje. Oczywiście czuję się osobą spełnioną jako mama i żona, ale jednak chciałabym coś więcej. Wykonując te wszystkie domowe czynności mam pewien niedosyt. 
Zdaję sobie jednak sprawę, że w tym całym pisaniu i tworzeniu jestem jeszcze zielona i dużo mi brakuje, ale mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej, i tutaj Kochani zwracam się do Was z ogromną prośbą, bądzcie cierpliwi :) Proszę również o cenne uwagi, również słowa krytyki bo przecież to krytyka pozwala nam się udoskonalać, motywuje nas do coraz lepszej pracy.

Z racji powstania tej strony, wróciłam również do swojego bloga, do którego dawno nie wracałam, dzisiaj przeczytałam te dwa wcześniejsze posty, które powstały prawie rok temu i powiem Wam, że w moim życiu i życiu mojej rodziny bardzo dużo się zmieniło, ale o zmianach i wszystkich problemach i naszych radościach może póżniej, teraz chciałabym zwrócić Waszą uwagę na jedną rzecz. W tych dwóch postach jestem pełna energii i pozytywnie nastawiona, a nie zawsze przecież tak jest. Przez ten rok były różne dni. Były takie, kiedy człowiek miał w sobie i wiary i siły tyle, że mógłby góry przenosić, ale były i dni, że najchętniej by się spakował i wrócił do Polski. Chyba najgorsze dołki pojawiały się przez barierę językową. Człowiek uczy się i uczy, pomaga dzieciom w nauce i wydaje mu się, że z jego nauką języka nie jest najgorzej, ale w pewnym momencie jest konfrontacja ze światem zewnętrznym i katastrofa globalna dla nas samych. Wtedy właśnie dochodzą mnie myśli, że to chyba wszystko jest bezsensu, uczę się i uczę, a rezultatu brak, więc co ja tu robię, chcę iść do pracy, nie chcę zamykać się w domu, nie chcę żeby cokolwiek mnie ograniczało, a tu takie coś. Czasami jest jakiś problem w szkole, trzeba iść i wyjaśnić a tu blokada, bo pójdę i co jak sobie nie poradzę, jak Pani mnie nie zrozumie, nie będę mogła w słowa (właściwe słowa) ująć to co mam do powiedzenia, i zamiast pomóc dziecku, sprawie, że przyniosę mu wstyd. I zostaję w aucie i łzy same lecą z tej bezsilności. Ostatnio mieliśmy (jako rodzice 10 latki) spotkanie do I Komunii Świętej, i było całkiem dobrze, do momentu kiedy nie trzeba było czegoś powiedzieć od siebie, i wiecie co zrobiłam .... uciekłam i pojechałam do domu. Zastanawiam się teraz jak to jest, na samym początku kiedy znałam język dużo mniej potrafiłam iść do lekarza, do szkoły i bez problemu załatwiłam to co chciałam, a teraz kiedy język znam już lepiej mam większą blokadę, i kiedy trzeba coś załatwić proszę męża, albo zaprzyjażnionych (nieocenionych) Polaków, bo sama się boję. Oczywiście są sytuację kiedy mąż nie może, a głupio mi prosić kogoś o pomoc i idę i załatwiam coś sama, i potrafię bez większych problemów to załatwić, bo wiem, że muszę to zrobić i nikt za mnie tego nie zrobi.

Piszę to wszystko po to, żeby pokazać, że są problemy, i są różne, bariera językowa, finansowe, szkolne, z sąsiadami, w pracy itd itp., ale w tych problemach nie jesteśmy sami, nie tylko pod tym względem, że każdy z nas ma tutaj kogoś na kim może polegać, rodzinę, znajomych, przyjaciół, ale myślę, że większość z nas czy na początku, czy nawet po kilku latach pobytu za granicą przeżywa podobne problemy do nas. Czasami rozmawiam z koleżankami i okazuje się, że są podobne problemy, podobne zmartwienia, i nie to, że mnie to cieszy, typu "fajnie, ktoś też ma problemy nie tylko ja", ale myślę sobie wtedy "jestem zwykłym człowiekiem, i moje problemy są takie same" i w razie czego mam w kimś wsparcie, jeżeli będzie mi bardzo źle to wiem, że nie jestem sama. Może w takich chwilach człowiek najczęściej ma ochotę zamknąć się sam ze sobą i ukryć przed całym światem, ale fajnie jak sobie wtedy przypomni, że ludzi z takimi problemami jest więcej. Ostatnio właśnie kiedy miałam taki gorszy dzień, to pewna bardzo życzliwa osoba powiedziała "że mój problem dla wielu ludzi nie jest obcy", i po raz kolejny chcę podkreślić, że nie ucieszyło mnie to, że inni też mają problemy, ale to, że nie jestem sama, że takie problemy jak ją mają również inni, i jeżeli oni sobie umieli z nimi poradzić, to ja też dam radę.

I właśnie po to, to wszystko, żeby każdy w ciężkich chwilach zdał sobie sprawę, że nie jest sam, że są ludzie, którzy chętnie pomogą, a czasami wystarcza sama świadomość, że po prostu są.
I w tym momencie jeszcze raz chciałam podziękować wszystkim dobrym ludziom, na których wiem, że zawsze mogę liczyć. 

Miłego dnia dla wszystkich :*:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz